12.09.2008

Ciągle rozdział pierwszy.

-Ramenie, to ja już będę wyruszał...
-Tak tak, nareszcie. Wreszcie się ciebie pozbywam upierdliwcze.
Mówił z małym przekąsem i lekko widocznym smutkiem gospodarz baru "pod stadem" i spoglądał, jak jego uczeń szybko podnosi swój tabołek na plecy, odwrócił się jeszcze, żeby podnieść własny łuk. Kiedy już podniósł, spojrzał na swego mistrza i z pewnym niepokojem w głosie odpowiedział:
-Do zobaczenia, Ramenie. Niech ci Innos błogosławi. Idę. Wrócę...
-Jak wrócisz. Ja tu sobie poradzę, już niejednego niedźwiedzia położyłem trupem, więc nie musisz się tak martwić, jeszcze upoluję więcej zwierzyny jutro, niż ty w ogóle. A, nieomal zapomniałem.
-Co takiego?
-Książkę jeden z tych podróżników zostawił na stołku, jak spotkasz go, to mu oddaj. To ten z zieloną peleryną, wiesz który.
"Jakbym nie wiedział, gdzie idziesz" dodał w myślach właściciel baru.
-Tak wiem. Żegnaj, Ramenie. Trzymaj się, no i powiedz reszcie, że nie będę tęsknił.
-Ty mnie nie ucz mówić, poganiaczu bydła.
-Też cię kocham, Ramenie.
Mówił to Deimos, już stojąc w drzwiach wejściowych do gospody. Już nie spoglądał w stronę gospody, gdy z chwili na chwilę oddalał się od swojego, można by rzec "domu". Skręcił na główną drogę i podążył szlakiem handlowym na południowy wschód. Widział, jak słońce już prawie zaszło za horyzontem, a w miasteczku strażnicy powoli zaczynają zapalać poszczególne latarnie w najważniejszych miejscach osiedla. Kramy w bazarze już zostały pozamykane, a w gospodach zaczynał się gwar "w gospodzie już zapewne jest tłoczno" pomyślał. Idąc jeszcze ukłonił się burmistrzowi, który akurat zamykał swoje biuro na noc, by sam hulać ostro w knajpie u mistrza łucznika. Spojrzał się w stronę łowcy i spytał z zaciekawieniem.
-A dokądże Deimosa wiatry gnają o porze balowej?
-W świat burmistrzu, w świat, Do zobaczenia.
Z wielkim zaskoczeniem burmistrz stanął wryty i odparł tylko:
-Do... Do zobaczenia?...
Stał jeszcze chwilę, gdy już przestał widzieć łuczarza, w końcu się opamiętał i poszedł w końcu z tępym wyrazem twarzy w stronę gospody, by pytać o co się tym razem rozeszło w jego domu. Nie wiedział, że długo nie zobaczy swego znajomego.
Deimos zrobił jeszcze dziesięć kilometrów, zanim całkiem nie zrobiło się ciemno. Przystanął na pograniczu lasu z łąką i zaczął zdejmować, kiedy wypadła wspomniana przez mistrza książeczka. "To pewnie tego maga" pomyślał. Podniósł ją i położył na kamieniu. Kiedy już skończył rozpalać ognisko usiadł na kamieniu i podniósł książeczkę. Zaitrygowała go do tego stopnia różnymi rysunkami na okładce, między innymi runami i jakąś kobietą, że postanowił ją otworzyć i przeczytać zawartość. Przekładał zapisane kartki, żeby stanąć na jakimś losowym tekście:
"Wiele wiosen i zim przeżyłem,
Tułałem się po świecie i jego zakątkach.
Nigdy nie spodziewałbym się uśmiechnąć
tak szczerze na widok kogoś, kogo
znam i rozpoznaję.
Wstaję. I oczom dowierzać nie mogę,
że oto cudna może przede mną stać
jakby syrena, zamiast ogona piękne
w różu obnażone nogi.
Długie piękne złota zabierające
urody włosy, ziemia i morze w
oczach się kłócą, które ładniejsze.
Cel westchnień wielu mężczyzn
spojrzy na mnie i uśmiechnie się.
A mi się zdaję, że tu wszystko naraz się
dzieje, i szok i porażenie i szczęście.
Wszystko naraz.
Byleby porozmawiać, spotkać,
tęsknić.
Och. Tyle żywiołu.
Katon."
Zamknął w tym momencie książeczkę, nie mogąc dużo zrozumieć ze słów płynących w tym prawdopodobnie zbiorze wierszy. Jednak wydawały mu się jakby znajome litery w tym księgozbiorze. "No cóż, mam czas zanim spotkam go ponownie, zdążę zapewne doczytać wszystko". Położył się na kocu, przy sobie książeczkę, a gdy spoglądał jeszcze w lekko strzelające w górę ognisko, pogrążył się w krainie snów.

stworzenie - rozdział pierwszy.

Wychodził z pogranicza lasu, gdy musiał jak zwykle przystanąć na swoim ulubionym kawałku skarpy. Widać było z niej bardzo piękne miasteczko kap'radun, w którym się wychował i dorastał na dobrego gospodarza i łucznika.
"Może już czas wyruszyć, Deimosie w świat i zaznać przygód" pytał sam siebie, jak i jego pytali rodzice i znajomi z miasteczka, jego rówieśnicy już dawno wyruszyli w świat, gdy on jeszcze się zastanawiał, co dalej robić, gdzie wyruszyć, po co. Na razie podobało mu się życie jako myśliwy, zarabiał dużo, a zwierzyny nigdy nie brakowało w pobliskich lasach. Właśnie wracał z dużym jeleniem na plecach i łukiem pod pachą, by móc jak zwykle w porze wieczoru zasiąść za stołem barowym, by wypić herbatę i poczytać jakąś mądrą książkę geograficzną.
Gdy tak stał nieomal przeoczył trzech podróżników, wychodzących z jego rodzinnego miasta. Prawie im się udało pozostać niezauważonym, gdyby nie to, że Deimos był łowcą, nie pozwoliłby nikomu wyjść z jego terytorium, pozostając ciągle niezauważonym. Zauważył dwóch ludzi ubranych tak samo w czerni, oraz człowieka, którego widział już wczoraj. "jak on się nazywał... Katon, no tak, tylko co on robi z tymi dwoma?". Ubrany w zieloną pelerynę z praktycznie niczym przy duszy, prócz dwóch książek i mieszka z pieniędzmi człowiek mag właśnie rozmawiał z tymi dwoma, a raczej szeptał, co znaczyło że dzieje się coś ciekawego.
Zaintrygowany położył dzisiejszą zdobycz na skale i podszedł jak najbliżej mógł, by usłyszeć konwersację. Nie było to trudne, w szczególności, że sam był elfem i miał bardziej wyostrzony zmysł słuchu niż w sumie jakikolwiek pobratymiec w jego rodzinnym mieście. Przysiadł na mchu w oddaleniu około czterdziestu metrów i obrócił głowę, tak jakby chciał usłyszeć coś za ścianą, wypowiedział jedno słowo, które oznaczało w języku wspólnym: "dźwięk", co było rozpoczęciem jego znanego od dziecka zaklęcia, pozwalającego słyszeć z bardzo daleka. Po chwili szum lasu wyciszył się, a obraz trzech mężczyzn zaczynał wyostrzać w jego umyśle powoli niesłyszalne szepty, w coraz głośniejszą rozmowę, aż po gwar, który mógł słuchać bez problemu.
-Jak myślicie, ta kula mogłaby wymyślić jakiś nowy wynalazek dla ludzkości? Na przykład coś, co by samo się napędzało i było szybkie? Nie nie. Nie mówię o gryfach, to już jest przestarzałe.
-Katon, wróć do tematu, proszę cię.
-No dobra, dobra. Ja Mag wyższej sfery ziemskiej, z krwi maalrajczyków, przysięgam, iż kula poznania nie zostanie przeze mnie użyta we własnych celach, a tym bardziej w zniszczeniu naszej planety.
W tym momencie, jasne purpurowe światło zamigotało wokół grupy i zwój wypalił słowa, które zapewne zapisały ów przysięgę, na jej stronach. "Co to jest kula poznania?.." próbował wymyślić, o co w tym wszystkim chodzi, ale nigdy nie słyszał o czymś takim. W każdym razie jest to coś ważnego. "To jest to! Moja przygoda! Pójdę z nimi, albo za nimi, dowiem się co to takiego, może będzie to coś w sam raz dla mnie".
-Panowie, to co, gdzie najpierw idziemy?
-Musimy się dostać najpierw do klasztoru w Nij'ka, aby się wyposażyć w niezbędny ekwipunek. Nie jest to daleko, a mikstury na pewno się przydadzą.
-Brzmi nieźle, no to chodźmy.
Deimos poczekał spokojnie, aż trzej ludzie oddalą się o następne sto metrów, wstał i pobiegł szybko po swoją zwierzynę. Podnosząc ją ze skały, uśmiechał się, bo oto bogowie zesłali mu natchnienie, aby wyjść naprzeciw światu wraz ze swoim kunsztem łowiectwa, "zapewne przyda im się ktoś taki jak ja... chociaż nie, lepiej się nie ujawniać, ważne żeby im pomagać, ale z daleka" myślał nad tym, kiedy szybko zbliżał się do miasta, gdzie miał zamiar szybko się przebrać, zapakować niezbędne rzeczy, powiedzieć najważniejszym ludziom, że wychodzi w nieznane...

przygoda (stworzenie)

W podrzędnym barze przy jednym ze stołów siedział niewielkiej postury Katon. Był on z natury człowiekiem, a jednocześnie magiem, do tego stopnia rządnym wiedzy, że nie opierały mu się żadne magiczne pułapki, ani nawet najtwardsze drzwi. Nie wspominając już o wrogach.
Siedział na drewnianym stołku popijając grzany miód i wspominał swojego kompana, czytając jego wiersze w nie całkiem zniszczonym jeszcze jedynym egzemplarzu, który mu został podarowany. Odgarniał co i rusz swoje brunatne włosy dochodzące aż do szyi za lekko odstające uszy ciągle klnąc na siebie, że nie pójdzie po prostu do fryzjera, albo sam sobie nie przytnie ich. W każdym razie w tym miasteczku chyba nie będzie problemem znalezienie takiego fachowca, skoro dużo mieszka tutaj elfów i ludzi....
Miał już zamknąć swoją książeczkę, kiedy przysiadło się do niego dwóch mrocznie odzianych ludzi, przypominali wręcz ninja, chociaż mieli przy pasku przywiązane rapiery.
-Co tam słychać w wielkim świecie, panowie?
Zagadał z miejsca Katon, choć już wiedział, że raczej nie chodzi o "taką" pogawędkę.
-Ty wiesz, my wiemy, po co się ukrywać z tym. Powiedz, czy interesuje cię mały biznes?
-Hmm, sam nie wiem, nie potrzeba mi już dużo, musicie się nieźle postarać żebym was po prostu stąd nie wysłał gdzieś na pustynię... Zna się parę sztuczek magicznych, wierzcie mi.
-No cóż.... chodzi o kulę...
-Kulę? Nie lubię targać żadnych przedmiotów, no oczywiście poza moim w sumie zbędnym już teraz zbiorem czarów, przestałem je w mojej księdze zapisywać po czarze odmładzającym, pamiętam większość z nich na pamięć.
-...Poznania.
-Uuuu. A to ciekawe.
-Tak właśnie myśleliśmy, że może cię to zainteresować Katonie. Wiesz o niej dużo, prawda?
-takie tam pogłoski bardziej. Na przykład, że można dzięki niej "poznać" dowolnie ciężkie zaklęcie, które już dawno przetarło się w kanonach historii. Trzeba jednocześnie pamiętać o jednym ale. Kulę, można używać tylko jeśli się zna zaklęcie poznania, które z kolei nie jest proste... Jest trochę długie wiecie? I jak się pomylisz, to podobno nie jest fajnie.
-Tak wiemy.
-Ahh, więc, co z nią?
-Możemy ci podarować mapę, która może zawierać miejsce, jeśli nie aktualne kuli, to na pewno jest tam wskazówka na jej temat.
-A skąd wiecie, że chodzi o kulę poznania?
-Na odwrocie pisze "mapa do kuli poznania" po staroendgardzku.
-O. To by było logiczne. No dobra, tylko po co mi ją chcecie dać?... Jakiś konkretny udział?
-Nie, żadnego udziału. Chcemy, żebyś ją zniszczył.
Katon podniósł rzęsę w zaskoczeniu.
-Zniszczyć? Zniszczyć?! Chcecie, żeby taka fajna rzecz przestała istnieć? Nie no. Macie jakiś "dobry" powód chociaż?
-Tak, kula jest w stanie zniszczyć świat. Nie możemy dopuścić, żeby poszła w niepowołane ręce.
-A skąd pewność, że niepowołane ręce nie należą do mnie, panowie?
-Dlatego będziesz musiał złożyć pakt. Jeśli choćby sekundę będziesz trzymał w ręku, zginiesz natychmiast. Po drugie, nie sądzimy, żebyś znał zaklęcie poznania.
-Całkiem słuszne przypuszczenie, nie byłem dobry ze szkoły rytuałów, więc w sumie nie bardzo pamiętam te zaklęcie. Natomiast radziłbym się zastanowić, czy nie będę go przypadkiem umiał, jak już odnajdę tą kulę. A teraz serio. Czemu mi ją dacie? Nie możecie jej sami zniszczyć?
-Nie, żeby interaktować z kulą, trzeba spełniać jeszcze jeden warunek.
-Aaaa, tak. Rzeczywiście, krew maalrajczyków.
-Zgadza się, tylko ty posiadasz posiadasz tą krew, a do tego jesteś magiem. Jesteś w stanie zniszczyć tą kulę bez większych westchnień.
-Westchnienie będzie jak ją zniszczę... Nieważne. W każdym razie, jest tajemnicą, z jakiej jesteście organizacji? Anty-kula inkwizycja?
-Nie, mnisi z Robnar.
-Uuu, to dlatego się tak ukrywacie, wiem czemu tak was nie lubią w tych okolicach. Podobno za bardzo kręcicie biznesy, zamykając przy tym niektórym widoki na ekonomię.
-Nie tylko.... Ale my nie o tym. A więc, zrobisz to Katonie?
-Hmm, jak zniszczę kulę, nie będę miał nagrody. Macie coś w zanadrzu?
-Taak, mamy dla ciebie dobry kij. Zrobił go ktoś z twojej krwi. Przyda ci się, na pewno.
-Tu macie rację. Ostatnio miewam chęć na noszenie magicznych rzeczy. No więc, co z tą mapą panowie?

4.09.2008

tunes of heart at the desert

Moje oczy bieleją na widok oceanu marzeń,
kiedy wędką podążania za nimi,
wyławiam najcenniejsze.
Piękne, przeze mnie niedocenione ciągle,
zanurzam się razem z moją niedowierzaniem
w ramiona istoty wyostrzonej wreszcie,
w moich przymrużonych na świat oczach.
Kto by pomyślał, że taki wielki akwen,
zmniejszył się wtedy do rozmiarów basenu?
Może i niewielki, ale wystarczający dla mnie,
bo nic innego się w tej chwili nie liczy...