-Ramenie, to ja już będę wyruszał...
-Tak tak, nareszcie. Wreszcie się ciebie pozbywam upierdliwcze.
Mówił z małym przekąsem i lekko widocznym smutkiem gospodarz baru "pod stadem" i spoglądał, jak jego uczeń szybko podnosi swój tabołek na plecy, odwrócił się jeszcze, żeby podnieść własny łuk. Kiedy już podniósł, spojrzał na swego mistrza i z pewnym niepokojem w głosie odpowiedział:
-Do zobaczenia, Ramenie. Niech ci Innos błogosławi. Idę. Wrócę...
-Jak wrócisz. Ja tu sobie poradzę, już niejednego niedźwiedzia położyłem trupem, więc nie musisz się tak martwić, jeszcze upoluję więcej zwierzyny jutro, niż ty w ogóle. A, nieomal zapomniałem.
-Co takiego?
-Książkę jeden z tych podróżników zostawił na stołku, jak spotkasz go, to mu oddaj. To ten z zieloną peleryną, wiesz który.
"Jakbym nie wiedział, gdzie idziesz" dodał w myślach właściciel baru.
-Tak wiem. Żegnaj, Ramenie. Trzymaj się, no i powiedz reszcie, że nie będę tęsknił.
-Ty mnie nie ucz mówić, poganiaczu bydła.
-Też cię kocham, Ramenie.
Mówił to Deimos, już stojąc w drzwiach wejściowych do gospody. Już nie spoglądał w stronę gospody, gdy z chwili na chwilę oddalał się od swojego, można by rzec "domu". Skręcił na główną drogę i podążył szlakiem handlowym na południowy wschód. Widział, jak słońce już prawie zaszło za horyzontem, a w miasteczku strażnicy powoli zaczynają zapalać poszczególne latarnie w najważniejszych miejscach osiedla. Kramy w bazarze już zostały pozamykane, a w gospodach zaczynał się gwar "w gospodzie już zapewne jest tłoczno" pomyślał. Idąc jeszcze ukłonił się burmistrzowi, który akurat zamykał swoje biuro na noc, by sam hulać ostro w knajpie u mistrza łucznika. Spojrzał się w stronę łowcy i spytał z zaciekawieniem.
-A dokądże Deimosa wiatry gnają o porze balowej?
-W świat burmistrzu, w świat, Do zobaczenia.
Z wielkim zaskoczeniem burmistrz stanął wryty i odparł tylko:
-Do... Do zobaczenia?...
Stał jeszcze chwilę, gdy już przestał widzieć łuczarza, w końcu się opamiętał i poszedł w końcu z tępym wyrazem twarzy w stronę gospody, by pytać o co się tym razem rozeszło w jego domu. Nie wiedział, że długo nie zobaczy swego znajomego.
Deimos zrobił jeszcze dziesięć kilometrów, zanim całkiem nie zrobiło się ciemno. Przystanął na pograniczu lasu z łąką i zaczął zdejmować, kiedy wypadła wspomniana przez mistrza książeczka. "To pewnie tego maga" pomyślał. Podniósł ją i położył na kamieniu. Kiedy już skończył rozpalać ognisko usiadł na kamieniu i podniósł książeczkę. Zaitrygowała go do tego stopnia różnymi rysunkami na okładce, między innymi runami i jakąś kobietą, że postanowił ją otworzyć i przeczytać zawartość. Przekładał zapisane kartki, żeby stanąć na jakimś losowym tekście:
"Wiele wiosen i zim przeżyłem,
Tułałem się po świecie i jego zakątkach.
Nigdy nie spodziewałbym się uśmiechnąć
tak szczerze na widok kogoś, kogo
znam i rozpoznaję.
Wstaję. I oczom dowierzać nie mogę,
że oto cudna może przede mną stać
jakby syrena, zamiast ogona piękne
w różu obnażone nogi.
Długie piękne złota zabierające
urody włosy, ziemia i morze w
oczach się kłócą, które ładniejsze.
Cel westchnień wielu mężczyzn
spojrzy na mnie i uśmiechnie się.
A mi się zdaję, że tu wszystko naraz się
dzieje, i szok i porażenie i szczęście.
Wszystko naraz.
Byleby porozmawiać, spotkać,
tęsknić.
Och. Tyle żywiołu.
Katon."
Zamknął w tym momencie książeczkę, nie mogąc dużo zrozumieć ze słów płynących w tym prawdopodobnie zbiorze wierszy. Jednak wydawały mu się jakby znajome litery w tym księgozbiorze. "No cóż, mam czas zanim spotkam go ponownie, zdążę zapewne doczytać wszystko". Położył się na kocu, przy sobie książeczkę, a gdy spoglądał jeszcze w lekko strzelające w górę ognisko, pogrążył się w krainie snów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz