31.10.2008

Wniosek.

Po raz pierwszy zacząłem i SKOŃCZYŁEM projekt, co jest raczej moim osobistym zadowoleniem. Jest spoooko. Mam tylko nadzieje, że chociaż napiszą o moim staraniu się. Boję się, że nawet nie zauważą moje maila, nie powiedzą niczego dobrego o moim scenariuszu, ehhh. Oby nie... Teraz zastanawiam się, czy może się podjąć konkursu na TP SA, na projekt gry RPG. Niestety 18 listopada, to bardzo nieciekawa data końca przysyłania projektów, w szczególności, że to trzeba wysłać pocztą. Chyba zrezygnuję już z tego. Chętnie bym podziękował ludziom, za wsparcie duchowe, ale nieee.... Niech żyją w nieświadomości.

scenariusz na konkurs

Nazwa Questa: cień wątpliwości
Miejsce rozpoczęcia: Brownstone

Krótki wstęp autora: Jest to misja pozwalająca nam ustatkować się już na dosyć początkowym stadium gry i zdobyć dużą popularność. Oczywiście w zależności co poczynimy w czasie misji będzie odbierane źle lub dobrze wśród ludzi i tak też może się zdarzyć, że możemy mieć rodzinę, lub wybierając ścieżkę zła, będzie nam bardzo ciężko znaleźć wybrankę serca (o ile nie poleci na twoją brutalność).

Fabuła:
Idąc pewnego dnia przez ulice brownstone'u w celu odebrania nagrody za swój poprzedni bardzo małostkowy wyczyn. Wybicie Hobbesów w jaskini czasem jest dosyć prostą sprawą, w końcu jednak przyda się doświadczenie początkującemu herosowi - wiadomo, że nie obnosisz się tym tytułem - robisz to ze względu na ludzi, którzy są dla ciebie bardzo ważni i liczą na pomoc z twojej strony w każdej sekundzie życia. Zauważasz szybko zbliżającego się w twoim kierunku młodzieńca, który zatrzymuje się przed tobą z widocznym zmęczeniem na twarzy, jakby przebiegł całe miasteczko i jeszcze las wokół. Ma na sobie całkiem nowe ubrania, buty miał w ubrudzone w błocie, co wskazywało, że szukał kogoś nawet w najgorszych i najbiedniejszych dzielnicach tegoż przybytku wędrowców, jakim był Brownstone. roztargane krótkie kruczo-czarne włosy, lekko podkrążone oczy, jakby nie spał ostatnio, biała jak ściana cera, słabo ogolona twarz, wskazywały problem frapujący go. Szybko przeciera czoło z potu i odzywa się sapiącym głosem:
-Czy to ty jesteś tym bohaterem, który pomaga wszystkim, nawet w najbardziej niebezpiecznych sprawach? Mam nadzieję, że tak, inaczej wuj mi poobrywa nogi, jeśli natychmiast nie przyjdę z jakąś pomocą, proszę, chodź za mną, nie mamy dużo czasu. Wuj wszystko ci wytłumaczy, ale teraz idź ze mną.
Z lekkim zastanowieniem na twarzy, podążasz za człowiekiem, który już oddalił o parę metrów i już odwraca się machając ręką, byś się pospieszył.
Po kilku minutach zauważasz, że trafiliście do tej "bogatszej" części miasta, gdzie wszędzie kręcili się ludzie wyższego stanu. Dużo straganów było obleganych przez kupców, oraz ludność, szukającej jakby wrażeń wśród egzotycznych towarów, nie płacąc ani monety za atrakcje.
Przemykacie się koło sterczącego tłumu, który pchał się zobaczyć, co nowego przypłynęło "zza morza" i zauważasz, że wychodzicie naprzeciw całkiem dużego domu z kolumnami, z ogrodem i małą fontanną w środku placu, a przed wejściem którego stoi dwóch strażników. Spojrzeli chwilę, na osobnika przed tobą, który zmierzał wprost na nich i zaraz potem rozstąpili się, uważnie patrząc na ciebie, jakby spodziewali się ataku z twojej strony. Na szczęście nic takiego się nie dzieje i spokojnie wchodzicie do domu, gdzie wita was człowiek lekko otyły w bardzo eleganckich i szykownych ubraniach, który chodzi to tu, to tam, jakby coś go trapiło.
-Wuju! Wuju, znalazłem chyba kogoś!
Na te słowa ze strony twojego towarzysza, Szybko się wzruszył i spojrzał na was. Widać było po nim już lata, przerzedzone brunatne włosy z dużą częścią siwych, dosyć sporo zmarszczek, lekko fioletowe oczy, i okulary trochę niewyraźne, zapewne nie czyszczone od paru dni. Twój towarzysz szybko spojrzał na ciebie i wskazał palcem, a ty ze zdziwieniem stwierdzasz, że to jednak o tobie mówią. Uśmiechasz się serdecznie do podchodzącego do ciebie pana w zapuszczonych wąsach i pociągłej twarzy, a na wyciągniętą rękę oczywiście odpowiadasz tak samo.
-Och, to o panu tak mój siostrzeniec opowiadał, szukając pana, bohaterze. Ten przekorny skurczybyk może jednak ma trochę jeszcze trochę oleju w głowie, bo widać, żeś jest trochę zbudowany jak przysłowiowy... Ten, jak mu... No...
-Byk, wuju.
-Willy, mój siostrzeńcze, miałem to na końcu języka, mogłeś nie przerywać. Tak czy siak, przejdźmy do sedna sprawy, bo czasu jest mało, a jedynym człowiekiem, który może uporać się z problemem, jesteś ty, mój drogi chłopie.
Spojrzał na ciebie spode łba, by ci uświadomić, że znów chodzi o twą osobę. Kontynuował, nie zważając, że właśnie chciałeś stwierdzić, że wcale takim bohaterem znowu nie jesteś.
-Moim kochanym problemem, a teraz wielkim strapieniem, jest moja córka, Mari, która została porwana, już dobre parę dni jej nie ma, a ja nie wiem gdzie jej szukać...
Spojrzał na swojego siostrzeńca:
-Mogłeś jej pilnować urwisie, a jednak wolałeś się bawić!
-Przepraszam wuju...
Willy spojrzał w podłogę, co trochę jednak chyba ruszyło dżentelmena.
-No już, nie płacz. Skąd miałeś wiedzieć, że chcieli ją porwać? Damy sobie jakoś radę.
Odwrócił wzrok z powrotem na ciebie.
-Dostałem list już od porywaczy, zdają się być anonimowi, ale chyba wiem, kto za tym wszystkim stoi. To zapewne ten podły sędzia Holram. Ciągle się gapił na moją córkę i prosił, żebym oddał jemu rękę mojej córki, ale ja za bardzo kocham ją i nie przebaczyłbym sobie, jeślibym ją oddał, tylko by mieć większą reputację i pieniądze. Wiele razy słyszałem od niej, że się go boi, zwierzyła mi się, że czasem za nią podążał i z ukrycia przypatrywał, kiedy spacerowała po miasteczku. Jestem pewny, że to on! Nie wiem tylko jak wydusić z niego informacje, ale mój siostrzeniec mówił mi, że sędzia ostatnio często wyrusza z miasta wieczorami, gdzieś w głąb puszczy, czego nie robił, kiedy tu mieszkał. Boję się, że gdzieś przetrzymuje ją, ten diabeł wcielony, na jednej z opuszczonych farm na północny zachód stąd. Oczywiście zabroniłem mojemu Willy'emu zapuszczać się tak daleko, bo boję się jego również utracić. On jest dla mnie teraz wszystkim...
Willy uśmiechnął się, pierwszy raz od waszego pierwszego spotkania.
-Ach, gdzie moje maniery, z tego zdenerwowania się nie przedstawiłem, przez połowę naszej rozmowy. Jestem Baron Lev Vorron. Mieszkam w tym miasteczku od zawsze i wiązałem z nim wszystkie plany, dopóki do miasta nie przyjechał ten sędzia... Najważniejsze teraz, byś go wieczorem znalazł i podążył za nim, jak będzie wychodził z miasta, jestem pewny, że odnajdziesz moją córkę i przyprowadzisz ją z powrotem. Uda ci się! Musi ci się udać, a teraz proszę pospiesz się, na rozmowy przyjdzie jeszcze czas. Proszę, niech moja córka przybędzie tu cała i zdrowa, inaczej nie wiem co sobie zrobię! Willy, dobry chłopcze, weź naszą jedyną nadzieję i wskaż mu dom tego złoczyńcy, musi wiedzieć skąd ma zacząć.
-Tak jest, wuju! Nie martw się, znajdziemy Mari!
-O nie! bohater znajdzie nie ty, nie chcę cię stracić... Do zobaczenia wybawicielu!
Mówił, jak ty z Willym zbliżaliście się do drzwi frontowych.
Na zewnątrz zajaśniało słońce, które lekko cię zamracza, ale szybko dochodzisz do zmysłów i stwierdzasz, że baron powinien częściej myć okna, lub jego służba, ale chyba nie miał do tego w tej chwili humoru najwyraźniej. Willy nie odzywał się przez większość drogi, widocznie skupiając się, by nie zabłądzić, "nie było w tej okolicy zbyt wiele razy" myślisz. Skręciliście chyba już z parędziesiąt razy, kiedy twój przewodnik, raptem stanął wryty.
-To On!
Szybko wszedł za zaułek, z którego dopiero co wyszliście i nakazał palcem, abyś stanął za nim. Kiedy już stoisz za nim, słyszysz coraz bliższy stukot obcasów. Zza rogu wychodzi trzech ludzi, a kątem oka zauważasz jakiegoś jegomościa między dwoma podobnie ubranymi i z mieczami w pochwach strażnikach, wyglądał na bardzo zamyślonego, nie zauważałby zapewne słonia, jeśliby na niego wpadł.
-Właśnie poszedł z tymi dwoma oprychami! Musisz za nim podążać, a może trafisz do jego podłej kryjówki! Ja stąd uciekam, inaczej sędzia może mnie zauważyć.
Jak powiedział tak zrobił.
Twoim szczęściem jest, że muszą się przepychać przez ten tłum, ciągle tłoczący się na targowisku. Będzie dużo trudniej dostrzec, że podążasz za nimi.
Po paru chwilach, zmieniasz kierunek, idziesz prosto przed siebie, kiedy sędzia i jego sługusy skręcają w zaułek. "Najłatwiej zauważyć, czy kogoś nie ma na ogonie" myślisz.
Po wyjściu z zaułka, zauważasz tych troje na końcu ulicy, tuż przy wyjściu z miasta, cieszysz się, że nie zgubiłeś podejrzanych. Niewiele myśląc, podążasz dalej, aż w końcu wychodzisz z Brownstone i wchodzisz na szlak kupiecki, tutaj wystarczy iść przy drzewach i nikt cię nie zauważy. Handlarzy brakuje na trakcie ponieważ, domyślasz się, wszyscy są na tym samym targowisku, gdzie wszystko się teraz tłoczy. Dziwisz się jednak, że już po paru minutach strażnicy skręcają w głąb lasu, razem z jegomościem Holramem. Niewiele myśląc, próbujesz zboczyć z ścieżki, podążyć przez krzaki za nimi. Na szczęście, żaden z nich nie zauważa cię, pomimo, że właśnie stałeś na ich drodze, dziwne, wcześniej tego miejsca nie widziałeś, może to jakaś magia. W szczególności, że nie widać śladów karczowania, a ścieżka była całkiem czysta od plątaniny lian i paproci, mogących utrudniać spacer w tym lesie. Na dociekanie przyjdzie jeszcze czas, najważniejsze podążać wzdłuż nowej ścieżki, aż w końcu pokaże się cel.
Jest! Po niecałej półgodzinie, mur, a w środku obrośnięta roślinami furtka, otwierają ją strażnicy, a sędzia przechodzi przez nią, zostawiając tych pierwszych przed wejściem.
"Teraz trzeba będzie wymyślić drogę" myślisz. Masz dwa wybory, możesz wspiąć się przez murek niezauważony, lub poczekać jeszcze chwilę, aż sędzia oddali się wystarczająco daleko i po prostu pokonasz przeciwników. Wybierając tą pierwszą opcję, zapewne ci dwaj nie dowiedzą się, że byłeś tutaj, cokolwiek miało się stać, chyba że wyjdziesz furtką. Na oko obydwaj mają na sobie ubrania stróżów prawa, ale po szramach na twarzy, mieczach lekko przyrdzewiałych i postawie, daleko odbiegającej od sztywnej warty, są twoim zdaniem prędzej bandytami, niż zwykłymi obywatelami spokojnego zazwyczaj miasteczka.

Notka: Nie napiszę części z pojedynkiem ze strażnikami (chociaż bardzo bym chciał), ale jest to część, którą gracz sam tworzy, w zależności czym się posługuje. Dotatkowo, niezależnie od której opcji wybranej, znajdziesz się w końcu za murem.

Podchodzisz do strażników, chcąc porozumiewawczo z nimi dogadać, lecz oni wyciągają przed siebie miecze, które czyścili z niedbalstwem i szarżują na ciebie. Po pokonaniu strażników, a nie byli zbyt trudni do pokonania (pewnie dlatego, że nie mieli zbyt dużo możliwości trenowania, to znaczy rzeziemieszku, poza staniem przed rezydencją swego pana) leżeli już nieżywi i nie sprawiali żadnych dodatkowych problemów. Kiedy przechodzisz przez furtkę nie widzisz wokół siebie zbyt dużo szczegółów. Tam, gdzie powinieneś zapewne zobaczy trawę wokół ścieżki biegnącej do głównego domu, który sam wyglądał na jednopiętrową ruderę, widzisz wysokie pokrzywy, paprocie i po raz wtóry liany biegnące z drzew, zarosły one już przez mur, ściany i oplatają mur. Patrzysz więc przed siebie i przyglądasz się temu domowi. Był dosyć zwykły, chociaż możliwe, że stał tutaj chyba wiek, lub nawet dwa, a mimo to wciąż stoi, jest on dość podobny do tych, które znałeś z opowieści o dawnych bohaterach. Wielkie, nierówne kamienie jak fundament, zwykłe jak surowiec do budowania, a w krawędziach domu wielkie bale z drewna. Półkoliste okna były powybijane prawie w całości, choć i tak były po dwie na piętro. drzwi oczywiście z drewna z małym okienkiem u góry, również wybitym przez czas. Idziesz powoli przed siebie, zważając, czy coś cię nie napadnie (w końcu wcale bezgłośna walka nie była), ale jednak nie zauważasz niczego podejrzanego, żadnego ruchu czy też dźwięku odbiegającego od normy.
Drzwi powoli otwierane, skrzypiały, tak jak podejrzewałeś, nic jednak z tym się nie dało zrobić. Ujawniały wstępny model domu, z prawej i lewej widziałeś przejście a na końcu korytarzyka schody biegnące zarówno w górę i w dół. W korytarzyku dominowały kurz i pajęczyna, stoją dwa stoliki, na jednym zapalona lampa, na drugim przetarty wazon z prostymi kreskami na jej ściankach. Po otwarciu drzwi na tyle, by móc przez nie wejść, widzisz już mniej więcej cały parter. Z żadnej ze stron nie było drzwi, tylko futryny, więc możesz dostrzec wszystko. W prawym pokoju dywan z dziurami z zapchanym kominkiem, biblioteczka i szafa oszklona (a przynajmniej była) na zastawę, której już od dawna nie ma, naderwane firanki już prawie całkiem czarne. W lewym dwa proste łóżka, jeden spory obraz, a na nim widniejący horyzont (chociaż nie mogłeś za bardzo stwierdzić, czy właśnie to przedstawia, kolory są tak wyblakłe, że może to równie dobrze być linia i kółko), stół wyżarty prawie przez korniki i do tego wrośnięte w okno drzewo, które zdążyło się zakorzenić w tym domostwie. Przed tobą niezbyt zachęcające schody, uporczywie stojące pod naporem lat, lekko poczerniałe od wilgoci wkradającej się na nie.
Zastanawiasz się chwilę, gdzie najpierw pójść, na górę, czy do piwnicy. Idziesz do piwnicy, nie tracąc czasu na zbędne szczegóły, w końcu ktoś czeka na uratowanie, taka przynajmniej twoja nadzieja.

Notka: Jeśli idziesz na górę, zobaczysz podobną konstrukcję domostwa, lecz tutaj nie będzie mebli, jedynie skrzynia, w której możesz znaleźć losowy przedmiot, jak miksturę dodającą doświadczenia do siły, zręczności lub inteligencji.

Następując na pierwszy schodek, w głębi korytarza słyszysz lekkie skrzypienie pod tobą i odbicie butów o podłogę, nie należą jednak do ciebie. Jakiś głos stłumiony, zapewne przez jakieś drzwi prowadzące do niższego poziomu. Dalej schodzisz niepewnie, by nie wpaść przypadkiem do piwnicy i nie złamać przy okazji kości. Zza rogu ujrzałeś drzwi, które ledwie się trzymają zawiasów, o ile można je jeszcze tak nazwać. Będąc pewnym tego, że bezszelestnie nie wejdziesz, po prostu otwierasz drzwi, które jak podejrzewałeś mocno zaskrzypiały pod naporem otwierania. Pierwszymi rzeczami jakie zobaczyłeś była osoba związana pod ścianą, lampę leżącą koło niej, oraz beczki zapewne opustoszone jak cały dom przez leciwy wiek. Słyszysz jak próbuje coś wykrzyczeć, ale nie może przez to, że ma knebel w ustach. Słyszysz świst i coś wbija się koło twojej nogi. Jest to strzała, ale coś jest nie tak, bo poczułeś ból we własnej nodze, mimo że strzała jest obok. Nie masz jednak czasu na spojrzenie, ponieważ coś wynurzyło się właśnie z cienia. Jakiś człowiek, postury sędzi, ale zmieniły się dwie rzeczy. Twarz miał czarną, bez włosów, jakby miał jakiś worek mocno ściskający głowę, dziwne znaki na klatce piersiowej, a w rękach trzyma bardzo dziwny łuk.
-Witam.
Zaczął sam, widząc twoje zdziwienie, które jeszcze się bardziej powiększyło. Otóż głos, którym się posługiwał osobnik stojący przed tobą, był dziwnie zniekształcony, mówił zarówno blisko jak i daleko od ciebie. Podejrzane były również dwie łuny, jedna wokół jego twarzy, oraz jedna, od cięciwy łuku, wręcz dziwaczna, mieszała się z cięciwą i tworzyła jedność ze strzałą nałożoną, a raczej stworzoną, bo przed chwilą jej jeszcze nie przypominałeś.
-Widzę, że jednak w końcu ten stary cap się domyślił moich zamiarów, całe jednak szczęście wybrał do pomocy jakiegoś marnego najemnika, nie wyglądasz, jakbyś się bił z kimkolwiek - spojrzał na ciebie - nawet jednej szramy na twarzy.
Chwilę jeszcze na ciebie patrzył, jakby o czymś myślał i ponowił:
- Chciałem już wołać strażnika, by pomógł mi dokończyć rytuał, ale zapewne już ich wybiłeś. Mam dla ciebie propozycję w takim układzie, nie zginiesz i być może jest szansa na zostanie moim sługą, skoro jesteś lepszy niż moi słudzy. Sam nie mogę skończyć mojego dzieła, ktoś będzie musiał zabić córeczkę kochanego tatusia, bym posiadł wspaniałą moc i dokończyć transformację w maga cienia... Zdziwiony? Jest też i taka magia, ale jest ona zakazana, ponieważ głupcy wierzą, iż posiadacz takiej potęgi może zwariować i umrzeć. Ja jednak nie daję takim plotkom szansy na przetrwanie. A więc zgadzasz się asystować, kiedy ja będę wypowiadał inkantację?

Notka: Wybierasz między dobrem a złem. Jeśli wybierzesz zło zgadzasz się i razem dokańczacie rytuał, kiedy sędzia podnosi ręce i wypowiada inkantację ze słowami: "shinu kage limua vermi ahil humae fato ribald femrazo ellua ram" a ty wyciągając nóż szybko dokańczasz żywota dziewczyny. Dostajesz pieniądze i doświadczenie, ale twój niedoszły mistrz znika po rytuale, mowiąc:
- Widzę, że masz zadatki na przyszłego mordercę. Kto wie, może nawet posiądziesz taką potęgę jak i ja. Ale niestety, sam będziesz musiał się tego dowiedzieć, bo ja znikam triumfować!
Tracisz oczywiście respekt w mieście, a w szczególności u barona, który myśli że to ty jesteś odpowiedzialny za zniknięcie córki. A Sędzia jednak umiera w swojej posiadłości (możesz go tam znaleźć na drugi dzień po całym zdarzeniu). zostawia po sobie łuk: cieniobrzybrzytwę. Łuk ten tworzy strzały, które na końcu ma trzy groty zamiast jednego, dzięki czemu możesz atakować nie jednego, a aż trzech przeciwników. Cięciwa pojawia się dopiero, gdy chcesz ją napiąć. łuna bardziej ją materializuje.
Tak będzie jeśli się nie zgodzisz.

Po pokonaniu ponurego cienia, odwiązujesz dziewczynę, która rzuca się na twoją szyję opowiadając wszystko:
-Ten potwór przetrzymywał mnie tu już 4 dni, niewiele pamiętam, ale ciągle powtarzał, że będzie mnie miał na wieczność, bo się połączymy w magii... Ledwie mnie karmił a o wodzie nie mogłam nawet marzyć. Nie chcę sobie wyobrażać co by się stało, jeślibyś go usłuchał. Omal bym nie przeżyła tutaj, gdyby nie ty. Tak ci mocno dziękuję.
Teraz lepiej się przyglądasz jej, ma lekko falujące długie blond włosy, bardzo ładny nos oraz lekko zwężone jasnym różem usta i gładką twarz. Jest dość wysoka jak na dziewczynę, ale ma bardzo zgrabne nogi.

Koniec misji jest dosyć oczywisty, prowadzisz za sobą córkę lorda, ewentualnie atakując jeszcze strażników (tych przy furtce, o ile ich nie pokonałeś wcześniej), aż do jej rezydencji. Jej ojciec uściskuje ją, jak i siostrzeniec. Pan domu ma mowę kończącą:
-Jak mogę ci dziękować za uratowanie mojej kochanej córki... Albo nie! wiem, jak to zrobić. Chcę ci podarować rękę córki, o ile ona sama chce... mari?
-Myślę.... że tak!
-Wspaniale! W takim razie będzie chuczne wesele!

Notka: I tak oto kończy się misja.

Nie dostajesz pieniędzy jako dobry, ale za to dostaniesz prosty dom na obrzeżach miasta od barona, również łuku nie otrzymasz, bo wybrałeś drogę czystości. Za to ustatkujesz się i posiądziesz respekt i doświadczenie. Jeśli chodzi o wersję dla kobiet, to będzie to trochę herlawy chłopak, Stav, krótko przystrzyżone włosy, lekkie piegi, ale dosyć przystojny i niski. Trochę będzie się różnić rozmowa końcowa w stylu: "czy wyjdziesz za mnie" proponowane przez chłopaka. Również reszta kwestii będzie się różniła, dodając słowa "syn", no i po uratowaniu, ofiara nie rzuci sie na szyję, tylko będzie myślał, mówiąc: "Jest mi strasznie wstyd, że nie udało mi się przeciwstawić temu potworowi, dzięki tobie, nie zabił mnie na szczęście, bardzo... ci dziękuję".
Jest to misja, najbardziej przypominająca mi Fable 2 i bardzo dobrze sobie ją bym wyobraził w tym świecie rpg. Na koniec dodałem szkice w załączniku pod misję: Sędzię cienia z łukiem i strzałę cieniobrzytwy. Dziękuję za spędzony czas przy tym scenariuszu i mam nadzieję, że się spodoba.

22.10.2008

Horyzont

Ona objęła go głosem.
Ona promieniała sercem.
Odpowiedział.
Wielka strata dla całego świata.

Czuję się jak we mgle.
Ale i tak mogę się odnaleźć.

Latarnią jesteś.
Przygarnij jak starożytnych statek po długim poszukiwaniu.

Czy mogę powiedzieć, że wróciłem?

Nie. Nie odpowiadaj. Ja sam cię znajdę.
Droga jest, więc nią idźmy, nie zbaczajmy.

20.10.2008

Gorąco mi.

Koło serca do kuli ognia.
Bije mocno, parzy kiedy się zbliżysz.
Powiększa się kiedy się słyszysz.
W otchłani mej duszy.

O. kiedy cię nie ma, zmienia się w mały
drobny płomyk.
Zaniedbany.
pomiot wspominanej zamieci.

(Coś się święci)

Chcę rzucić wyzwanie,
na tarczę,
na której widzę lśnienie.
To nie wszystko.
Jeszcze cię zobaczę.

(Jeszcze się policzę)

Hel na moją duszę i wtedy,
zobaczę ile mam odwagi, ile tchu
mi starcza. Żeby wznieść się
ponad chmury Wody płynącej,
długim horyzontem.

Albowiem tylko tyle się liczy
w życiu szukam, na obliczy
znamiona charakterów.

(I po prostu wiem).