25.03.2010

Supreme Commander 2: jaki szit.

Ostatnio grałem w tą oto grę i naciąłem się sam na tę myśl....
Zero hardkorowości i czysty sentencjonalny causal ;/ W pierwszej części jak puściłeś pancernik w pobliże bazy wroga (czytaj dobre 5 km dalej, gdzie nic go nie ruszy) to zaczynał takie oblężenie, że drugi commander się składał w pół. Tam, gdzie była artyleria (która z jednej strony mapy ściągała muchę w drugiej i przy okazji pół bazy) teraz strzela to coś na pół kilometra może.... nawet jako eksperyment (czyli te największe madafaka konstrukcje) strzela do sąsiedniej bazy jedynie.... Pozmieniali ciężką do ogarnięcia (i zarazem satysfakcjonującą) ekonomię, w standardowy burżuazyjny - przynieś peonie jeszcze tylko te 10 drewna i w końcu zbuduję budynek. Ci goście zamiast powtórzyć jedynkę z systemem dowództwa z dwójki (znanego też z command & conquer), gdzie za niszczenie można było wymienić na jakieś aspekty, to wzięli zmienili to po prostu w C&C.... Co za badziewie. Niewarte nawet grania w demo. A szkoda. Następny sequel, który nie dorównuje podstawce. Nie tędy droga, panowie.

1 komentarz:

pollicino pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.