25.03.2010

Z cyklu niedoceniane 1


Tak sobie pomyślałem, że zacznę taki cykl poświęcony grom, które ujrzały światło dzienne, ale chyba z jaskini na poziomie 10 km wgłąb (czyli tak naprawdę nie widziały). Pierwszą grą, jaką chciałem zapuścić w te wody jest Warhammer: Dark Omen. Poziom hardkorowości tego szitu oceniam na 6 (na możliwe szkolne 6). To co się odczynia tam przechodzi ludzkie pojęcie. Latające meteory niszczące pół wojska, zasadzki z udziałem dziesiątek zombie, wampiry zdolne solować twoje najlepsze oddziały, to wszystko jest po prostu nie do ogarnięcia. Zacznę od fabuły, która może być dosyć prosta z pozoru (astrologiczne zaćmienie księżyca, które nastąpiło po tysiącu latach obudziło nieumarłego króla), ale już widzimy po raz pierwszy questy poboczne, gdzie możemy pomagać choćby krasnoludom, którzy chcą przejść przez przełęcz (a tak naprawdę ponapie.... z nieumarłymi) i dzięki temu uzyskać oddział małych kosiarzy u naszego boku później.
Co do hardkoru. Lecące kule armatnie mogą skosić WSZYSTKO w linii strzału, a jeśli wybuchną w środku oddziału to nie ma co zbierać (nawet zombie zaczyna uciekać w panice), powodując nieziemskie doznanie. Satysfakcja równia miła płynie, gdy mamy do dyspozycji oddział weteranów, którzy już nasiepali się do ostatniego poziomu i nie można go dosłownie zniszczyć za pomocą 5 oddziałów, nawet mumii, potrafiących naprawdę długo żyć. Magowie, rzucający ogniste kule kunsztownie rozbijające kolejne rzesze nieumarłych spalając ich do cna przy akompaniamencie pięknych dźwięków, pogłębiających twój uśmiech. Co tu dużo mówić, trza to zobaczyć! No i ta scena, gdy armia się zbliża do piramid, gdzie miałeś się zmierzyć z ostatecznym bossem, mniam (teraz może aż tak nie powala). Więcej nie trzeba raczej dodawać, po prostu trzeba spróbować.
A i jeszcze jedno, świetna sprawa była, gdy "napinałeś mięsień". Polega to na tym że trzeba wciskać szybko przycisk, by zwiększyć morale/damage/obronę bijącego się właśnie oddziału (jest w filmiku pokazane)

Brak komentarzy: