23.11.2010

War of the Siries 2

Słychać było krzyki i zawodzenia zewsząd, kiedy obaj bogowie: Weles i Prowe ruszyli z miejsca tworząc odgłosy silnego wiatru przelatującego przez las. Słyszał to Kazgan i zaciekawił co takiego mieli w planie B słowianie, czy to będzie jakiś czar natury? Nie, odgłos stał się coraz większy a kiedy dotarł do niego, prawie go ogłuszył i nie mógł niczego zobaczyć przez ten "dźwięk", wszystko mu się rozmazywało przed oczami i zaczął widzieć wizję: mnóstwo dębów spoglądało na niego tworząc wielki okrąg i niemal mógł usłyszeć głos "zaczniesz od nowa, zmienisz się". Nie wiedział o co chodzi, ale lekko spanikował i zdezorientował tym napływem bodźców, więc zakrył uszy i telekinezą przekazał klonom, żeby obroniły go, w czasie, gdy on miał zamiar zacząć antyczar. Gdy nie był pewien czy jego kopie usłyszały, wolał zacząć inkantację niżeli zastanawiać się, co się dzieje wokół.
Wtedy przeszył go straszliwy ból i czuł, że jego ciało leci paręnaście metrów w tył by uderzyć w coś zimnego. Kiedy już zrozumiał co się dzieje, znów doszedł do niego ciężar czegoś wielkiego. Płonącym okiem zauważył, że to Weles stał nad nim z młotem, ucieszony, że udało mu się wykonać cios. Kazgan uniósł lewą rękę jakby trzymał w niej tarczę, a w miejscu tym pojawiła się lekko nasączona światłem powłoka. Młot uderzył z wielką prędkością i faeria iskier pojawiła się w zetknięciu z magicznym łukiem. Te same iskry zapaliły się równocześnie, gdy tylko dotknęły skóry Welesa, a ten krzyknął, próbując zdjąć z siebie niebieski płomień. Mag uśmiechnął się złowieszczo i przywołał do siebie telekinetycznie kostur, leżący, tak jak się spodziewał, dużo dalej w wyniku ich starcia. Jak tylko go złapał, poczuł złowieszczą moc, która zmieniła jego rękę w ciemność i wypowiedział zaklęcie "sha Deth'or olg ther lath!". W tym momencie na polu bitwy zaczął brzmieć okrzyk zdziwienia i bólu, a w tym czasie dało się słychać "Nieumarli, brońcie flanek!", z ciał dziesiątek dopiero co umarłych żołnierzy, powstawali słudzy maga zaczynając zaciekłą walkę. Wielu ludzi bało się ich, jedni bali się przeciw swoim wyciągnąć broń, a drudzy uciekali w popłochu, a wszyscy oni często ginęli od szybkich i dokładnych machnięć swoich nieżywych druchów.
Kazgan wstał spokojnie, gdy Weles starał się ugasić magiczny ogień, niezbyt efektywnie mu się to udawało, otrzepał się i wypowiedział kolejne zaklęcie "hel amar" i jego rany szybko zaczęły się goić. Wtedy zauważył Prowe szybko lecącego w stronę swojego towarzysza, na swojej kosie, która teraz plątała się z korzeniami w ziemi, które teraz nosiły kosę i zarazem swojego jeźdźca na swoich konarach w zaskakującym tempie. Niezbyt dobrze zauważył co mamrotał, ale z tego co zobaczył, z jego ręki wystrzeliła żywica szybko gasząc ogień, pokrywający słowianina. Niewiele się zastanawiając (a zdążył zauważyć niepokojący brak jego kopii), wskazał kosturem na Prowe i wystrzeliła z niego wiązka kości, szybko zacieśniając okrąg wokół boga dębów. Słowianin padł na ziemię krzycząc, gdy kości zgniatały jego zbroję i wręcz wyciskając z niego żywicę, którą tak uparcie tworzył.....

Brak komentarzy: