9.01.2008

opowieść 1

To była dobra impreza, może nie taka jak u Keloba, ale podobało mi się. Dawno nie doświadczyłem zwykłej bójki w barze. Tyle ogółem wstępu, teraz opowieść która się gdzie indziej zaczyna....

Nie widział jeszcze konwoju, ale wyczuwał czar, który się zbliża....
"Pewnie to niewidzialność grupowa", pomyślał katon wyciągając i zbliżając do swojego oka amunicję do kałasznikowa, "taa, powinno chyba starczyć". Wskazał dwa palce na swoje oczy i zamknął je, pokazując innym kompanom, że wróg jest pod osłoną czarów. Axel szybko zabrał się do pracy i rzucił dwa granaty antymagiczne, wyciągając zza pleców dwa miecze (katon, nigdy nie rozumiał, czemu używa mieczy skoro mógłby wyciągnąć m4 i spokojnie z oddali rozstrzelać wszystkich bez obaw, zawsze mu odpowiadał, że "tak przynajmniej coś się dzieje"). "No dobra, zobaczmy ilu ich jest, zanim cokolwiek zrobimy"
..."O cholera. Nie dobrze, aż dwóch magów wyciągało już swoje kule tarcz, a to znaczy, że mają co najmniej drugi stopień z nekromancji, lub szkoły zim". Katon szybko wyciągnął swoje kusze naręczne, by wystrzelić dwa bełty w ich kierunku. "mam nadzieję, że chociaż nie mają tarcz ostrzy...". Niestety, odbiły się prawie natychmiast, nie poleciały nawet trzech metrów, gdy słychać było typowy i złowieszczy brzdęk jego instrumentów. "no cóż, przynajmniej ich przyciszymy", tak jak myślał, tak się stało, bełty które natykają się na tarcze, automatycznie uaktywniają czar ciszy, widać było pozytywny skutek po grymasach dwóch nekromikronów, próbujących uaktywnić tarczy zimy, na wypadek walki wręcz, lub po prostu do odbijania kul, czego Katon w szczególności nienawidził....
Dokładnie w tym samym czasie Axel i Raq'ul wyskoczyli błyskając swymi ostrzami (tak, nie tylko axel myślał w ten sposób o sprzęcie Katona...) atakując pierwszych gwardzistów, szybko dobywających swych bagnetów....

Brak komentarzy: